Khmerski zachwyt

Dzisiejszy dzień zaczął się niezwykle szybko. Zbudziwszy się o godz. 4 niemal po omacku znaleźliśmy droge do lodówki po nasze kakaowe śniadanie i ruszyliśmy w kierunku dworca.  Zlapalismy pociąg o 5.55 za jedyne 4.8zl jadący aż 250 km do granicy z Kambodżą.

Pociąg klasy trzeciej nieznacznie różnił się od naszego PKP. Przyznam, zaskoczyło mnie to bardzo. Trafiliśmy w calkiem przyjemny przedział z wiatrakami, a ja przygotowana byłam na bardzo zle warunki, zgodnie z  głoszonymi historiami w internecie.

Podczas podróży na kilku stacjach wsiadali mieszkańcy z wielkimi koszami z  przygotowanymi wcześniej miesnymi szaszlykami  serwowanymi w woreczkach foliowych oraz inne różności.

Pod koniec trasy mieliśmy szczęście zagadując mlodego anglika, ktory w hotelu w Bangkoku poznał miłą litwinke. Dzieki jego ogromnym umiejętnościom negocjatorskim oraz doświadczeniu, bo jak się okazało juz tutaj był, dotarliśmy do Siem Reap w przemiłym towarzystwie dzieląc się również kosztami podróży.

Dzięki Dorocie, która uczy się khmerskiego okazało się, że w centrum Siem Reap, sraliśmy (sra=alkohol) pijąc piwo angkor. Do tego zjedliśmy pyszne noodle (makaron).

Ostatecznie jesteśmy już w hotelu i przygotowujemy się na jutrzejszy dzień.

K.