Lot w chmurach i jet lag?

Ileż osób pukało się w głowę na nasz pomysł z wyjazdem do Azji z maluchem. Nam to absolutnie nie przeszkadzało, wszakże Piotrek ma już prawie 2 lata. Fakt, tydzień przed wylotem kolorowo nie było, złapane przez Piotrka zapalenie oskrzeli nie było planowane. Na szczęście wykaraskał się z tego i jesteśmy tu. Obecnie w Bangkoku, popijając Starbucks’ową kawę, gdyż Piotrek akurat śpi.

Nie ukrywam, że byłam przerażona tak długim lotem. Dwa razy po 6h, dodatkowo 5h oczekiwań na lotnisku. Tymczasem nie taki diabeł straszny jak go malują. Nie będę Was czarować, spokojnie nie było, ale tylko pod względem siedzenia w jednym miejscu. Podczas pierwszego lotu Piotras spał 2h, pozostałe 3,5 biegał po samolocie, czytał ze mną książeczkę, przyklejalismy naklejki, bawił się z nastoletnią dziewczynką siedzącą obok. Drugi lot, trochę pod górkę, gdyż wybudzony ze snu, chwilkę płakał, na szczęście szum samolotu załatwił sprawę. Spał prawie cały lot, wybudził się na śniadanie, jakieś 1,5h przed lądowaniem.

Jet lag? Cóż, źle nie jest, aczkolwiek szybko wróciliśmy do pokoju pierwszego dnia. Junior zasnął w nosidle, gdy wracaliśmy do hotelu z Chinatown, czyli jakoś o 18.30, my godzinę później. Niestety, o północy lokalnego czasu nastała kryzysowa godzina. Piotrek nie chciał zasnąć, choć spać chciał. Wydziwiał, wypił dużo wody, aż za dużo. 2h walczyłam z usypianiem, aż się udało. Tak, z kilkoma pobudkami spaliśmy do 9 rano.

Jestem mega zaskoczona. Spodziewałam się, że junior wybudzi się w nocy i nie będzie chciał spać. Tymczasem, jet lag dla niego nie istnieje. My nieco padnięci, ale dajemy radę. Kawa pomaga ☕

Pierwszego dnia, od razu po przylocie zaplanowaliśmy wyłącznie Chinatown. Atmosfera jest niezwykła. Zbyt niezwykła jak dla nas, zmęczonych podróżą. Większość podróżników zachwyca to miejsce. My chyba aż takimi miłośnikami nie jesteśmy. Kuchnia tajska ?? a i owszem, z kolei pozostałe azjatyckie kuchnie, różnie bywa. Piotrek nie chciał zjeść ulicznego pad thai’a, cóż, jego prawo. Musieliśmy zatem wyszukać pierożków, które uwielbia.

Zasiedliśmy w knajpie przepełnionej lokalsami. Nie spodziewaliśmy się, że będziemy mieli zapłacić po przeliczeniu 30zl/os, by dostać stos jedzenia. Odmowiliśmy, gdyż właściwie chcieliśmy tylko pierogi dla najmłodszej części ekipy. Na szczęście tajowie się nie obrażają. Przeprosiliśmy i zjedliśmy pierożki, o których marzył nasz syn.

Reasumując – lot samolotem z dzieckiem da się przeżyć, nawet, gdy nie śpi. Nie będę jednak ukrywać, że bywa ciężko. Ja nie zmrużylam oka podczas drugiego lotu ani sekundy. Emirates ma nieskładane podłokietniki, ciężko było mi się ułożyć z dzieckiem na rękach, ale da się! Skoro ja dałam radę, to Ty (czytający rodzic malucha) nie dasz rady? 🙂

K.