Na bazarze

Jesteśmy już na lotnisku w Tbilisi w oczekiwaniu na lot do Warszawy. Niestety pora już pożegnać się z piękną Gruzją.

Ostatni dzień spędziliśmy w Tbilisi, głównie na zakupach. W pierwszej kolejności pojechaliśmy na całkiem spore targowisko przy dworcu kolejowym. Najłatwiej dostać się tam metrem za 50 tetri, które jest całkiem głęboko pod miastem (stacja Rustaveli jest 60m pod ziemią).

Na bazarze było wszystko, czego potrzebowaliśmy, tj. przyprawy i ser sulguni. Oprócz tego mogliśmy tam kupić wszystko na wagę, nawet różowy kisiel.

Następnym punktem była pozostawiona przez nas prawosławna katedra świętej Trójcy. Jest to nowa budowla będąca symbolem niepodległej Gruzji. Jest to również najwyższa prawosławna cerkiew, zaraz po rosyjskiej. Przy okazji w dniu dzisiejszym przypadała 10 rocznica wojny w Abchazji, której obchody odbywały się właśnie w tej katedrze.

Po tej krótkiej przerwie na zwiedzanie, wróciliśmy na zakupowy szlak. Ostatnim ważnym punktem był zakup lokalnego wina oraz czaczy. Udaliśmy się do winoteki polecanej przez przewodnik Lonely Planet. Teraz również my ją polecamy. Bardzo swojskie miejsce, z bardzo miłą i kompetentną obsługą po angielsku oraz degustacją wybieranych win.

To było na tyle. Zjedliśmy ostatnie khinkali w House of Khinkali i kolejna przygoda dobiegła końca. Jeszcze, już z Polski, postaramy się dodać ostatni wpis podsumowujący cały gruziński wypad.

Do następnej podróży!

P.