Nie taki Bangkok straszny

Z Kambodżą już się żegnamy, ale powrót do domu nie jest taki prosty. Z Phnom Penh musimy dostać się do Bangkoku. Samolot odlatuje o 9:10, o 6:30 jemy śniadanie, o 7:00 wsiadamy w tuk-tuka. Nawigacja pokazuje 40 minut, czyli jak wszystko pójdzie gładko, to wciąż możemy nie zdążyć. Na szczęście nasz kierowca ładnie ogarnia sytuację na drodze, więc tutaj luz. A na lotnisku? Ogromna niespodzianka. Okazało się, że nadanie bagażu, kontrola bezpieczeństwa i kontrola paszportowa mogą razem trwać, uwaga, 12 minut! Z małym dzieckiem ma się sporo przywilejów, szczególnie w Azji, ale tam to już przeszli samych siebie ?

Po godzinnym locie, ponownie witamy Bangkok bez większego entuzjazmu. Musimy tu spędzić dwa dni. Do tej pory to miasto nie przypadło nam do gustu, ale założyliśmy, że winę za to mogą ponosić wybierane przez nas dzielnice. 4 lata temu nocowalismy na Khao San i w jej okolicach, a teraz w Chinatown. Oba te miejsca są dla nas jak skondensowana Azja, czyli za dużo wszystkiego na metr kwadratowy.

Okazuje się jednak, że Bangkok można polubić i, summa summarum, żal nam było wyjeżdżać. Jakim cudem? Za sprawą dwóch dzielnic: Dusit i Silom.

Dusit to nowa dzielnica królewska, czyli to tam mieszka uwielbiana przez Tajów rodzina królewska. Dotarliśmy tam od strony rzeki i nagle jakbyśmy znaleźli się w innym mieście. Cisza, spokój, szerokie ulice, generalnie łał. Pierwotny plan zakładał odwiedzenie tam zoo, ale zostało zamknięte pod koniec zeszłego roku. Samej dzielnicy nie udało nam się dokładnie zwiedzić, bo czasu nam zabrakło. Dojazd z lotniska, drzemka młodego i tak jakoś wyszło, że zaczęło się ściemniać. Trudno, tak czy siak poczuliśmy, że można tu spędzić miło czas.

Silom to natomiast dzielnica biznesowa. Dużo biurowców, trzy stacje kolejki naziemnej, pełno sklepów, pełno dobrych knajp, dużo mniej chaosu, dużo mniej widocznych turystów, dużo uśmiechniętych i pomocnych Tajów na ulicach, którzy nie żyją z turystów. Jednym słowem super!

Nasz ostatni dzień miał być relaksujący. O 22:00 ruszaliśmy na lotnisko w około 24 godzinną podróż powrotną. Dzielnica i nocleg nam sprzyjały. Chcieliśmy jeszcze uniknąć słońca i upału, no i dać się wyszaleć Piotrkowi. Dlatego wybraliśmy się do położonego pod ziemią w centrum miasta ogromnego, największego w tej części świata oceanarium. Radość dziecka bezcenna, a i nam się bardzo podobało. Do tego jest całkiem tanio. Bilet wstępu to 990 batów, czyli około 100 zlotych. Przez internet jest 10% taniej, a jak się idzie w tygodniu do południa jak my, to jest 25% taniej ? Bardzo polecamy!

No nic, my już w Polsce, zbieramy siły na powrót do pracy i żłobka. Kolejna wspaniała przygoda dobiegła końca.

P.