Portwajn i fado

Aveiro to niedoszłe miasto docelowe naszego Erasmusa. Zamiast nas pojechała tutaj Asia, która gościła nas w Lizbonie. Bardzo chcieliśmy zobaczyć co nas ominęło.

Niewielkie miasto dawno temu miało bezpośredni dostęp do oceanu, niestety sztorm 400 lat temu pozbawił go tego przywileju, ale w zamian dał niesamowity krajobraz. Cały pas od ocenu aż po granice miasta i głębiej poprzecinany jest bagnami, jeziorami albo kanałami. Aveiro nazywane jest Wenecją Portugalii, wg mnie trochę na wyrost. Mimo wszystko jest to urokliwe miejsce, idealne na oddech w podróży

Skoro ocean jest niedaleko, to ruszamy do kolejnej perełki okolicy, czyli Costa Nova. To oddalone o 10km malutkie miasteczko, którego atrakcją jest bardzo duża i przyjemna plaża na której można spotkać serferów oraz domki. Jakiś czas temu miasteczko postanowiło się wyróżnić i pomalowano domy w paski. Szkoda, że nie wszystkie, ale i tak wygląda to genialnie!

Pora ruszać dalej do ostatniego miejsca na naszej podróżniczej mapie, mianowicie Porto.
Tam spędzimy ostatnie trzy noce, tam też roztsaniemy się z naszym samochodem. A skoro tak, to małe podsumowanie dla kierowców. Drogi w Portugalii są w bardzo dobrym stanie i całkiem nieźle oznakowane, jednak bez GPSa może być ciężko. Większość autostrad jest płatna i to sporo, ale nie ma co się porywać. Z reguły nadrabialiśmy jakieś 30-60min, a widoki bezcenne. W końcu to wakacje, a jazda przez nadbrzeżne miejscowości z widokiem na ocean to czysta przyjemność. Parkingi w miastach są płatne, ale tylko w ścisłym centrum i nie tak drogo (mniej niż euro za godzinę). Często strefa płatnego parkowania to naprawdę ścisłe centrum i wystarczy odjechać dwie lub trzy ulice dalej, zeby stanąć za darmo 🙂 Sami portugalczycy jeżdżą spokojnie, ale lubią parkować w dziwnych miejscach, na przykład tak na środku ulicy, zeby wypić kawę w knajpie obok. Zero stresu 🙂 no i przede wszystkim każdy jak tylko może to jeździ samochodem, centra miast są zapchane, a parkowanie może wymagać sporo polotu i wyobraźni. Tak czy siak, samochód w Portugalii gorąco polecam. Wypożyczalnie są popularne i dzięki temu niedrogie, dużo taniej niż w innych krajach.

Późnym popołudniem dojechaliśmy do Porto, a naszym pierwszym i jednym celem na ten dzień była winiarnia oraz degustacja wina. Udało się 🙂 i to lepiej niż się spodziewaliśmy.

Wszystkie winiarnie położone są na drugim brzegu rzeki, skąd jest wysmienity widok na całe Porto. Od centrum Porto odziela nas most zbudowany przez pana Eiffla, tego samego od paryskiej wieży. My poszliśmy do jednego z największych i popularnych producentów Porto – Calem. Jak zwykle szczęście nam dopisało, bo nieświadomie trafiliśmy na ostatni wstęp o godzinie 18:30, który dodatkowo zawsze kończy się koncertem Fado. Cóż to Fado? To tradycyjna muzyka portugalska, wywodząca się z tradycji żeglarskich. Ciężki opisać, trzeba usłyszeć. Zapraszam na YouTube 🙂 Dodam tylko, że prócz osoby śpiewającej zawsze po lewej stronie mamy gitarę klasyczną, a po prawej portugalską z 12 strunami. Fado jest tutaj bardzo popularne. Nam do tej pory ciężko się było zebrać na taki występ, a tutaj niespodzianka. W samym Calem poznaliśmy historię i sposób powstawania wina Porto, widzieliśmy niesamowicie ogromne beczki z winem, tak po 50 tysięcy litrów oraz spróbowalismy dwóch rodzajów. Najbardziej tradycyjne porto czerwone Tawny, ale w wersji 10letniej oraz białe. Tak tak, białe. Nie mieliśmy pojęcia, dla nas porto zawsze było czerwone, słodkie i bardzo mocne. Co do mocy to wszystko się zgadza, ale wcale nie musi być aż tak słodkie ani tylko czerwone.

Po występie i degustacji, zmęczeni wróciliśmy do hostelu odpocząć przed kolejnym dniem pełnym wrażeń.

P.