W drodze

Wszystko co dobre kiedyś się kończy, a zatem również nasz pobyt w Ushguli dobiegł końca.
Przy okazji polecam stronę redagowaną przez naszego gruzińskiego kolegę ushgulitour.ge

Oczywiście nie mieliśmy zorganizowanego dojazdu do Mestii,  ale nasz guest house oferował full service: spanie, jedzenie, dojazd również, za drobną opłatą. Właściciele zaproponowali nam dojazd jeepem za 150 GEL,  co de facto jest ceną atrakcyjną. Opłata waha się między 150-200 GEL zazwyczaj. Cena okazała się jeszcze bardziej atrakcyjna, gdy znaleźliśmy dwóch podróżników i koszty podzieliły się na 6 osób. ☺
Wbrew opisom przewodnika, marszrutki za 10 GEL do i z Ushguli nie jeżdżą.
Dostaliśmy się do Mestii. Skierowaliśmy się początkowo do hostelu polecanego przez Marlenę, która wracała z nami jeepem do Mestii. Tam niestety miejsca nie było, ale pani szybko załatwiła nam nocleg w innym Guest housie. Ceny wszędzie zbliżone. My po targach (początkowa oferta 30 GEL od osoby,  pokoje dwuosobowe) zeszliśmy na 25 GEL ze śniadaniem. Nocleg ogromnie polecamy. Pani przygotowała najpyszniejsze śniadanie,  jakie do tej pory jedliśmy w Gruzji.
W ten sam dzień wyruszyliśmy na spacer w kierunku lodowca. No cóż, lodowca zdobyć nam się nie udało. Ba, dotarliśmy wyłącznie do lotniska, gdyż zaczęło padać. Jak się okazało,  powrót był pomysłem idealnym,  gdyż zaczęła się burza.
Nadmienię z dumą, że tutaj udało nam się złapać pierwszego podczas gruzińskiej wyprawy stopa do centrum, co uchroniło nas przed przemoknięciem.

Wieczorem postanowiliśmy przejść się na małe co nie co. Wybraliśmy knajpę,  w której jedliśmy w południe przepyszne khinkali. W tym miejscu muszę się pożalic –  na potrawę, którą zamówił Paweł oraz na herbatki czekaliśmy dobra godzinę! W momencie płatności wydawało nam się, że pani coś źle policzyła. Skwitowała to i stwierdziła, że nie ma czasu. Wyszliśmy oburzeni, ale przemiłe śniadanie o poranku przywróciło nam humory 🙂

K.